Urlop w Nowym Jorku i dwa słowa o Vision Expo

Facebook
Twitter
LinkedIn
WhatsApp
Wyślij emailem
Wydrukuj

Nigdy wcześniej nie publikowałam na blogu tekstów dotyczących wyjazdów, ale ponieważ ten połączony był z wizytą na targach optycznych Vision Expo, chciałabym podrzucić Wam kilka informacji na temat pobytu w Nowym Jorku, a na koniec krótko podsumować targi. Dlaczego krótko? Zaraz zobaczycie.

1. Jak wyjechać

Żeby móc wyjechać do Stanów, potrzebowałam wizy. Ale najpierw okazało się, że mój paszport straci ważność na miesiąc przed planowanym wyjazdem, więc w pierwszej kolejności wyrabiałam ten nowy dokument, a potem składałam wniosek wizowy.
Taki wniosek wypełnia się online i jednocześnie trzeba odpowiedzieć na garść pytań różnej maści (naprawdę różnej, niektóre są wybitnie ciekawe).
Po wypełnieniu wniosku online, dodaje się zdjęcie i umawia na spotkanie w Ambasadzie.
U mnie oczywiście nie mogło się obejść bez przygód. Wniosek zaakceptowany, zdjęcie zaakceptowane. Pojechałam do Warszawy w ustalonym terminie. Dzień przed spotkaniem (miało się odbyć o 8 rano), około godziny 19:30 otrzymałam maila, że jednak zdjęcie nie przeszło i trzeba zrobić nowe. Nawet nie wiecie, jak się tym zestresowałam. Z pomocą przyjaciela, znalazłam otwarte studio fotograficzne i robiłam nowe zdjęcie na szybko. Zaakceptowano je na miejscu.
Na jedną godzinę w Ambasadzie umawia się po kilkanaście osób. Kiedy ja czekałam na swoje „wejście”, było razem ze mną kilkadziesiąt osób – na wcześniejsze i późniejsze godziny. Staliśmy na ulicy pod bramą Ambasady, padał śnieg, a nas ogrzewały parasole grzewcze.
Może się okazać, że, tak jak moi współtowarzysze, dowiecie się o tym, że zdjęcie jednak jest nieprawidłowe dopiero przy okienku – ci ludzie byli zestresowani już znacznie bardziej niż ja dzień wcześniej. Nie ma jednak tego złego, bo sprytnie w budynku została postawiona fotobudka i za jedyne 20, czy 30 zł, możecie sobie szybciutko zrobić fotkę na miejscu. Biznes is biznes, ale ratuje mimo wszystko opłatę za wniosek wizowy, która nie należy do niskich.
Na terenie Ambasady jesteśmy odcięci od świata zewnętrznego, ponieważ przy wejściu musimy oddać telefon, ale zwracają go na szczęście przy wyjściu.
I teraz najważniejsze – jeśli poprawnie wypełnimy wniosek, zapłacimy i złożymy odpowiednie zdjęcie – spotkanie z Konsulem naprawdę nie jest straszne. Wystarczy grzecznie odpowiedzieć na wszystkie zadane pytania, przeważnie po co jedziemy, jak długo zostajemy. Nie ma się czego bać. Poza tym, przynajmniej tamtego dnia, nie spotkałam tam ani jednego niesympatycznego człowieka.
Na miejscu, jeśli otrzymamy zgodę na wydanie wizy, zostawiamy swój paszport, który możemy odebrać osobiście lub poprosić o jego przesłanie pod wskazany adres. Moja wiza przyszła jakoś po około 2 – 3 tygodniach.

Jeśli chodzi o zniesienie wiz do Stanów, sytuacja wygląda w ten sposób, że Polska wciąż ma odrobinę za wysoki wskaźnik odmowy. Przeważnie wynika to ze źle wypełnionego wniosku lub innego formalnego problemu.
Zerknijcie na stronę bezwizdousa.pl

„Polska w programie Visa Waiver
Aby nasz kraj znalazł się programie ruchu bezwizowego do USA odsetek obywateli, którym amerykańskie służby imigracyjne odmówiły wizy B1/B2 (turystycznej i biznesowej) w ciągu amerykańskiego roku budżetowego, czyli od 1 października do 30 września, nie może być wyższy niż 3 proc.” 

W roku 2018 były to niecałe 4%, musimy zejść poniżej 3%, więc każdy Wasz złożony i pozytywnie rozpatrzony wniosek, przyczynia się do poprawy tej statystyki – dlatego warto składać te wnioski, do czego zachęcam, jeśli macie taką możliwość.

55833102_2138306712921548_3045203057781506048_n

 

2. Co zabrać

Dobry humor! W Nowym Jorku spotkałam się z tak niesamowitą ilością pozytywnej energii, że nie było możliwości „złapania” złego nastroju.
Lot międzykontynentalny nie ma takich ograniczeń bagażowych, jak nasze międzynarodowe tanie połączenia, w których czasem trzeba dopłacać nawet za minimalny bagaż podręczny. Tu możemy zabrać zwykle dużą walizkę (w przypadku linii LOT, którymi my lecieliśmy) 23kg + bagaż podręczny 8kg.
Przy tej okazji powiem Wam jeszcze jedną ciekawostkę. Sama zawsze staram się nie pakować bagażu na tak zwanego maksa. Objętościowo bywa różnie, ale wagowo zawsze się mieszczę. Natomiast to, czy mając walizkę 24,5kg będziecie musieli do niej dopłacić, czy nie, zależy w głównej mierze od nastroju osoby Was „czekinującej” na lotnisku (check in). To samo dotyczy bagażu podręcznego. Najczęściej waży się go wtedy, kiedy samolot ma pełne obłożenie. Kiedy nie ma pełnej ilości pasażerów – tak jak w naszym przypadku, podczas lotu DO Stanów – przeważnie nie ma problemu nawet, jeśli do bagażu podręcznego macie jeszcze jakąś większą torebkę na ramię. Warto jednak zawsze przestrzegać tych regulaminowych sztuk i ciężaru, żeby później w ostatniej chwili nie okazało się, że nie macie co zrobić z pięcioma kilogramami Waszych osobistych rzeczy i o ile jest to kwestia szamponu, który ostatecznie możecie dokupić na miejscu, o tyle książek, ciuchów, butów to raczej na lotnisku wyrzucać nie będziecie mieli ochoty.

I dodatkowa informacja dla osób, które nigdy nie leciały samolotem – do bagażu podręcznego nie wkładamy ostrych rzeczy i płynów powyżej 100ml. Jeśli macie kosmetyki lub jakiekolwiek płyny, objętość butelki nie może przekroczyć 100ml, wszystko trzeba zmieścić w litrowej przezroczystej torebce. Przyniesienie butelki wody, czy innego napoju do strefy security, kończy się przymusowym wypijaniem wszystkiego na raz lub wyrzucaniem tego do śmieci. Humor strażników w strefie security też ma ogromne znaczenie, więc w każdym kraju polecam jednak się ich grzecznie słuchać i uśmiechać, a wtedy wszystko powinno przebiec sprawnie.

W tak długą podróż samolotem 8-10 godzin nie warto się malować, ani ubierać szpilek. Jeśli jest taka konieczność, bo Johny Depp odbiera Was z lotnika, ostatecznie lepiej się do tego przygotować już w samolocie, na koniec podróży, niż lecieć w ten sposób całą drogę.
Mam też wskazówkę z własnego doświadczenia – w strefie Security trzeba zdjąć pasek, zegarek, wyjąć telefon, przedmioty elektroniczne i płyny (czasem każą to wszystko wyciągać do pojemnika, a czasem po prostu nie mieć tego przy sobie, ale chociażby w bagażu podręcznym – różnie bywa) – nie polecam ubierać kusych bluzek, a na to swetrów, chyba że się drogie Panie lubicie rozbierać przy setkach ludzi. Popełniłam ten błąd dwa razy, ubierając się „na cebulkę”. Niestety takie swetry też trzeba z siebie zdjąć (wszelkie nakrycia wierzchnie, szaliki, czapki itp), więc potem zostajecie w takim negliżu i bez butów za bramką i czekacie na Wasze rzeczy, jak na zbawienie, a pech zawsze chce, że wtedy jadą do Was po taśmie najwolniej jak to możliwe.

Do puenty – co zabrać? Naprawdę potrzebne rzeczy – kosmetyki, które skończą się w ciągu pobytu, wyliczone ciuchy – plus coś „w razie w”. Zawsze, kiedy wkładacie coś do walizki, zastanówcie się „CZY NA PEWNO będzie Wam to absolutnie NIEZBĘDNE.” I nie ma sensu panikować, jeśli zapomnicie szczoteczki do zębów – najważniejszy jest zawsze dokument, bilet i portfel, ewentualnie wiadomo – telefon.

3. Oczy podczas długiego lotu samolotem

BEZ MAKIJAŻU. Koniecznie. Powietrze w samolocie jest wybitnie suche, a klimatyzacja często niestety nieoczyszczona. Jeśli ktoś śledzi mnie na Instagramie to nie raz widział, jak wyglądają moje oczy (mam Zespół Suchego Oka) po podróży samolotem.
W krótkich rejsach jak kto lubi, ale w tych międzykontynentalnych, czy takich trwających ponad 5-6 godzin, makijaż to ZŁO. Zarówno dla oczu, jak i dla skóry twarzy. Chusteczki nawilżające, krem nawilżający, krople nawilżające, chusteczki do higieny brzegów powiek – naprawdę się przydają, bo w klimatyzacji latają różne… no kurz lata. Dodatkowo polecam opaski, najlepiej takie z wybrzuszeniem na oczach, żeby móc je swobodnie pod opaską otworzyć. Takie opaski można kupić nawet na lotnisku, chociaż nie zawsze dostępne są te, w których właśnie można otworzyć oczy, więc lepiej się zaopatrzyć wcześniej.
Nie polecam soczewek w samolocie – oczy wysychają, w powietrzu klima, bardzo łatwo też o drzemkę, a nie śpimy w soczewkach. Wszyscy soczewkowicze – zabierajcie swoje okulary korekcyjne w taką podróż. Nie tylko do samolotu – będąc w innym kraju, nigdy nie wiecie, co Wam się może przytrafić, a szukanie nowych soczewek może być bardzo kłopotliwe, bo w Stanach i w innych krajach produkty mogą się różnić od siebie nazwą, charakterystyką itp.
Np. w Stanach dopuszczone do sprzedaży są takie krople, których nie ma w Polsce albo w całej w Unii Europejskiej. Soczewki kontaktowe to nie szampon, żeby w razie czego kupić sobie inny w pierwszym lepszym sklepie. Zabierzcie ze sobą zawsze awaryjną parę lub więcej opakowań – w razie W i obowiązkowo okulary korekcyjne.

W tego typu lotach, na poprzedzającym siedzeniu, umieszczone są ekrany, na których można oglądać filmy. Pierwsza sprawa – MRUGAMY regularnie oglądając ten film – zwłaszcza, że ekranik jest mały i umieszczony dosyć blisko.
Z tego samego powodu – bliskiej odległości ekranu od oczu – po jednym filmie nie włączajcie kolejnego, zróbcie sobie kilkanaście minut przerwy i popatrzcie gdzieś w dal – można się nawet przespacerować po pokładzie samolotu.

4. Zmiana czasu

Moja zmora. W tamtą stronę przeszło bezboleśnie – przylecieliśmy pod wieczór, poszliśmy na spacer i na kolację, położyliśmy się spać, wstaliśmy rano i było rewelacyjnie. A powrót? Lepiej nie pytajcie. Różnica czasu 5-6 godzin to takie „niby nic”, ale ma ogromne znaczenie dla organizmu. Przyzwyczajanie się do zmiany to kwestia indywidualna, ale polecam w miarę możliwości tak dobierać godziny przylotu i odlotu, żeby dopasować je z godzinami odpoczynku i spania.

5. Rozmowy, SMS i sieć

Na miejscu można kupić amerykańską kartę i korzystać z Internetu bez problemu.
Polska karta i roaming oznacza około 5 zł / minutę połączenia wychodzącego, 3 zł za minutę odebranego (oczywiście mówię tu teraz o mojej sieci, ale stawki są podobne) i około 1,5 zł za smsa. I w tym momencie sms do rodziny „żyję, doleciałem” staje się smsem premium, tyle że nie grasz o 25 tys. zł w radio.
W samolocie upewnijcie się, że wszelkie możliwe połączenia sieciowe zostały wyłączone – nie wystarczy wyłączenie ikonki WiFi, trzeba wyłączyć absolutnie w każdym miejscu pobieranie wszelkich danych i wszelkie próby łączności z siecią. Nie chcielibyście zobaczyć rachunku telefonicznego po aktualizacji jakiejś aplikacji, która zrobiła się automatycznie w tle lub przez przypadek ściągniętej poczty mailowej. Nie polecam.
Co za to polecam? Odcięcie się od świata online. Odpoczynek. URLOP.
Zrobiliśmy to i było rewelacyjnie. Wszelkie zdjęcia i relacje na Instagramie wrzucałam wieczorem, po powrocie do hotelu, przez hotelowe WiFi. Całymi dniami byliśmy odcięci od mediów społecznościowych i.. nie sądziłam, że kiedyś to powiem – to był naprawdę wspaniały czas.
Oczywiście w muzeach, na lotniskach, niektórych knajpach itp. możecie złapać WiFi, więc jeśli ktoś nie chce w ten sposób odpoczywać, to nie ma tragedii. To w końcu Nowy Jork.

6. Plastik w Nowym Jorku

Smutny widok po wyjeździe z lotniska – ŚMIECI. Przedmieścia Nowego Jorku są zarzucone potworną ilością plastiku. I to jest naprawdę smutny widok, bo w niektórych miejscach ledwo spod tych śmieci widać trawę na trawnikach. W Unii Europejskiej od 2021 mają być wycofane patyczki, talerzyki itp a tam… plastikowe sztućce, słomki, reklamówki, są absolutnie WSZĘDZIE. Szkoda.

 

7. Charakterystyczne budki z jedzeniem

Nowy Jork pachnie bułą. Pół żartem, pół serio. Nawet nie tyle bułą, co olejem… Olejem, parówkami, mięsem, fast foodem, ale również orzeszkami w karmelu. Budki są absolutnie wszędzie i na każdym kroku. Zapach unosi się w powietrzu. Nie wiem, jak intensywny jest latem, kiedy powietrze stoi i jest duszno, ale momentami bywa uciążliwy, choć mimo wszystko niewątpliwie MA swój urok. No i ci eleganccy biznesmeni, wychodzący z biura po hot doga w biegu. To się dzieje naprawdę, nie tylko w filmach. Ach – i jeszcze jedno – Starbucks jest dosłownie co 5 minut. DOSŁOWNIE.

8. Ceny

Nie ma co owijać w bawełnę – jest drogo. Oczywiście dla łowców okazji na pewno znalezienie takowych w Nowym Jorku, nie jest wielkim wyzwaniem i da się przeżyć ekonomicznie, ale jeśli nie macie takich umiejętności lub czasu, żeby szukać specjalnie tańszych rozwiązań to niestety ceny są dosyć wysokie. Wyjątkiem są przedmioty takie jak np. kosmetyki, które u nas są importowane ze Stanów, bo w Stanach są produkowane albo markowe ciuchy w TJ Maxxie (u nas TK Maxx u nich TJ Maxx). Tu akurat ceny potrafią bardzo pozytywnie zaskoczyć.
Jeśli jednak chodzi o jedzenie, to spokojnie jeden posiłek dla dwóch osób to minimum 30 dolarów. I to naprawdę już jest dosyć ekonomiczna cena. Oczywiście mówię o posiłku w knajpie, bo taniej będzie wziąć bułę z budki albo kawę i bajgla w Starbucksie, wtedy oczywiście może wyjść trochę taniej.
WAŻNY temat – NAPIWKI. Spróbujcie wyjść z knajpy nie zostawiając kelnerowi napiwku – dogoni Was na ulicy, a jak tego nie zrobi, to lepiej odczekajcie kilka dni z powrotem w to miejsce i usiądźcie w rejonie innego kelnera, bo ten już na pewno nie będzie się starał przy obsłudze. W Stanach nie zostawienie napiwku jest po prostu niegrzeczne i bardzo źle widziane. My zostawiamy napiwki zawsze, nawet w Polsce, chyba że naprawdę wydarzy się coś takiego, że obsługa na nie totalnie nie zasługuje, ale to się rzadko zdarza. Natomiast w Stanach problemem jest nie tylko sam fakt obowiązku dawania napiwków – bo to akurat uważam za bardzo dobry zwyczaj, doceniający pracę kelnerów – problemem jest to, że ich jeden dolar to za mało na napiwek, a dla nas każdy dolar w przeliczeniu na złotówki to około 4zł w zależności od kursu danego dnia. Na każdym paragonie w knajpie, macie już informację o tym, ile powinien wynosić „grzeczny” napiwek – jest minimum i dwie kolejne wartości. Minimum to z reguły 13-18% wartości zamówienia, więc jeśli macie rachunek na 30 dolarów to już minimum jest 3-4 dolary. Tam – malutko. Na nasze około 12-16 zł.

9. Czystość

O plastiku już pisałam, ale teraz duży pozytyw. Toalety publiczne. „Ale o czym ona w ogóle teraz będzie mówić!?” Tak, dokładnie. O toaletach publicznych. Nie trafiłam przez 10 dni na ANI JEDNĄ brudną toaletę w miejscu publicznym, począwszy od lotniska, po hotel (to niby oczywiste), restauracje, a kończąc na toalecie w samym Central Parku. CZYSTOŚĆ taka, że można po podłodze jeździć białą rękawiczką. Mówię poważnie. Odświeżacze powietrza, miękkie, białe papiery toaletowe, zero papieru na podłodze, zero wody na podłodze i innych płynów niechcęwiedziećjakiego pochodzenia. Zero rozlanego mydła na umywalkach. CZYSTOŚĆ.
Nie wiem, czy mieszkaniec Nowego Jorku zgodziłby się ze mną, bo mogłam mieć po prostu ogromne szczęście (byłoby naprawdę ogromne), ale ja byłam absolutnie zachwycona. Nie cierpię toalet publicznych, niestety na lotnisku w Warszawie, od razu po przylocie do Polski, zrozumiałam dlaczego, bo już na tym etapie różnica była ogromna i bardzo widoczna, chociaż toalety na lotnisku Chopina do najgorszych wcale nie należą.

10. Dźwięki miasta

Jeśli chcecie mieszkać w cichym miejscu to chyba najlepiej AirBnB na Brooklynie – w naszej opinii tam było najciszej, ze wszystkich miejsc, w jakich byliśmy. Poza Central Parkiem ewentualnie, ale nie mają domków na drzewach.
Na Manhattanie słabo radzą sobie nawet wygłuszające okna w hotelach. Może w tych pięciogwiazdkowych jest lepiej, ale nasz do najgorszych nie należał i hałas był 24h na dobę. Dźwięki miasta takie jak, klaksony, syreny pojazdów uprzywilejowanych, krzyki ludzi itp ja osobiście uwielbiam. Zupełnie mi to nie przeszkadza, a wręcz przeciwnie. Gorzej, kiedy okno usytuowane jest nad jakimś wentylatorem np. od klimatyzacji, który pracuje całą dobę. A takich w centrum miasta nie brakuje. Ale po jednym – dwóch dniach, do wszystkiego można się przyzwyczaić – naprawdę. Poziom ekscytacji tym miastem bardzo w tym pomaga i po pewnym czasie już absolutnie nic nam w nim nie przeszkadza. Przynajmniej tak było w moim przypadku, mimo że od razu drugiego dnia zaliczyłam solidny strzał w głowę, kładąc się do łózka, nad którym w naszym pokoju gratisowo wisiało trzecie. Nie pytajcie. Wiedziałam, że to się tak skończy od razu, jak tylko je tam zobaczyłam. Żyję? Żyję. Mogłabym mieszkać w tym pokoju w Nowym Jorku do końca życia. Bo to Nowy Jork. Chociaż pewnie po kilku miesiącach z mojej czaszki nic by nie zostało. Drobiazg.

56551776_435334983878819_4222914868807729152_n

55807320_638885079902013_3467129344881590272_n

11. Wiatr

Ze względu na ułożenie ulic i alei, w kratownicę wzdłuż i równolegle do linii wody, w Nowym Jorku prawie cały czas wieje. Latem – nie wiem, nie byłam, ale rozmawialiśmy ze znajomą, która tam mieszka i mówi, że tak jak wiało podczas naszego pobytu, wieje bardzo często. Tak tylko uprzedzam, bo my to z nadmorskich polskich klimatów, więc jakby, no wiecie, wiatr mamy nie tylko we włosach, ale i we krwi. Jest wiatr? Nie ma smrodu od samochodów, a ten z budek z fastfoodami szybko przelatuje wzdłuż ulicy. I mówię zupełnie serio – w Nowym Jorku da się zaciągnąć w miarę świeżym powietrzem. Nie zawsze oczywiście, ale się da.

56531198_2190313881282637_4337850156448743424_n (1)

12. Metro

Świetnie skomunikowane linie metra. Polecam kupować bilety terminowe. My mieliśmy tygodniowe i na 10 dni było idealnie. Kiedy nam się skończyły przedostatniego dnia, mieliśmy jeszcze większą motywację, żeby wszędzie przejść piechotą – na szczęście pogoda bardzo dopisywała i spacery były możliwe. Codziennie robiliśmy od 11 do 14 km pieszo. Wracając do metra – warto, da się dojechać absolutnie wszędzie. Oznaczenia są może minimalnie gorsze (moim zdaniem) niż np. w Monachium, czy Mediolanie, ale po kilku przejazdach można się szybciutko nauczyć co, jak, skąd, dokąd itd.

13. Śniadania

Sprzedaję Wam miejscówkę na przepyszne i jedne z tańszych śniadań w samym centrum Manhattanu – Andrew’s Coffee Shop. Tam pracuje też Ania, przesympatyczna Polka, którą poznaliśmy podczas wyjazdu i z którą bardzo się zaprzyjaźniłyśmy. Byliśmy tam na śniadaniu CODZIENNIE i gwarantuję Wam, że się nie zawiedziecie, jeśli kiedyś tam traficie. Tu uwaga – typowe śniadanie amerykańskie to pankejki z owocami + bita śmietana + bekon + kiełbaski + syrop klonowy. Naprawdę.
Ale omlety robią przepyszne i gofry również. Ciasto mają obłędne i polecam spróbować koniecznie, jak smakuje ich nowojorski sernik. Taki czyściutki, bez dodatków.
Aha, zapomniałabym! Oglądaliście film Ocean’s 8? Jeśli tak, to ta knajpa jest pokazana na samym początku filmu, kiedy Sandra Bullock wychodzi z więzienia. Nie miałam o tym bladego pojęcia. Oglądałam wcześniej ten film, a w samolocie w drodze powrotnej włączyłam go sobie dla przypomnienia i szczęka mi opadła, jak to zobaczyłam. Fajne uczucie. I to nie było żadne lokowanie marki. Czysty przypadek.

55897337_1988637881444051_358045383080804352_n

55602648_268480714085259_3481908370296799232_n

56437495_2200399330049828_4417706655181963264_n

56161461_305888170077495_4612739389221502976_n

 

14. Broadway

Być w Nowym Jorku i nie być na Broadwayu, to jak przyjechać nad polskie morze i nie wyjść ani razu na plażę. Nie namawiam Was na hardcorowe kupowanie biletów za 230 dolarów za sztukę, nie jestem szalona (chyba, że ktoś może sobie na to pozwolić). Na Times Square są kioski, w których codziennie od 14:00, a w niedzielę chyba od 15:00, można kupić bilety na różne spektakle w znacznie niższych cenach. W ten sposób nam udało się zdobyć bilety na spektakl Chicago i było absolutnie cudownie. Bilety można też kupić taniej w specjalnych aplikacjach (np. Today Tix) lub wygrać duże zniżki w loteriach.

55849440_399470094222968_4490788744948875264_n

15. Zwiedzanie

Chcecie zobaczyć Statuę Wolności z dołu, czy z „dalszego bliska”? Pytam, bo to ważne pytanie. Jeśli koniecznie musicie z dołu, musicie stanąć pod samiuśką Statuą – no to koszt będzie około 18 dolarów, wejście na „murek” kolejnych kilka dolarów, i kolejnych kilka za wejście na koronę. No taka droższa impreza – ale jak ktoś chce, to czemu nie. Jeśli sobie tak życzycie, to tylko jedna uwaga – wychodząc z metra nie zatrzymujcie się przy NIKIM. Nawet, jeśli ktoś będzie Wam pokazywał swój identyfikator „jestem stąd, pracuję dla nich, tu mam certyfikat” bla bla bla. Idźcie prosto do kas, przy samym promie (no tak przy promie – bo nie powiedziałam – tam trzeba dopłynąć). Taki naciągacz zrobi wszystko, żeby Was zatrzymać, a gadka będzie wyglądała mniej więcej tak „pani popatrzy, takie zdjęcie zrobi pani, jak pani pojedzie tamtym stateczkiem do samej Statuły” – pokaże Wam beznadziejne foto u stóp Statuy Wolności, że niby z dołu koszmarny widok i jakaś taka gigantyczna i nie, nie nie opłaca się zupełnie. Za chwile pokaże Wam zdjęcie dwojga przytulonych ludzi – statua wolności 500 metrów dalej – „pani patrzy, jak ładnie widać”.
Wiecie co to znaczy? W kasie przy promie zapłacicie 18 dolarów za dojazd pod Statuę i owszem, może będziecie musieli dopłacić za wejście tu i ówdzie, ale on będzie Was namawiał na wycieczkę ICH LEPSZYM promem, z którego ostatecznie nie pozwoli Wam zejść i skasuje Was 30 dolarów za osobę, no bo przecież gwarantuje lepszy widok i lepsze zdjęcia. Tyle że takie same zdjęcia zrobicie dopływając do Statuy tym promem za 18 dolarów i jeszcze z niego zejdziecie.
Wersja budżetowa? Około 300 metrów dalej od promików za 18 i 30 dolarów jest prom DARMOWY. Oczywiście, ani nie podpływa pod samą Statuę Wolności, ani Was pod nią tym bardziej nie wysadzi, ale widoczność jest bardzo dobra, a przejazd nie kosztuje ani grosza. I absolutnie nie chodzi o to, żeby na wszystkim oszczędzać, ale wierzcie mi w Nowym Jorku wszelkie atrakcje to wstęp 20-40-50 dolarów i po prostu chcę Wam poradzić, że są alternatywy.

55931069_618339278639126_7269654524153823232_n

A tu zdjęcia z darmowego stateczku.

56315668_430686091016770_6509791469946011648_n

Jeśli interesuje Was zwiedzanie jakiegokolwiek muzeum, warto wcześniej w sieci poszukać informacji o biletach wstępu. Okazuje się, że w wielu miejscach są wydzielone dni i godziny, w których wstęp jest darmowy. Faktem jest, że poszliśmy w taki sposób do MOMA (Muzeum Of Modern Art) i dziki tłum, plus szkolne wycieczki mnie totalnie przerosły, zobaczyłam Van Gogha, Gustava Klimta, Jacksona Pollocka i kilku innych artystów i uciekaliśmy czym prędzej. Co nie zmienia faktu, że DA SIĘ. Może mniej komfortowo, ale jednak.

55726447_1336872509797713_4240223539765968896_n

55692767_857381301321194_878589002674864128_n

55780656_408274386399533_3551603010767421440_n

Empire State Building polecam odwiedzić około godzinę przed zachodem słońca. Nie później, później wszyscy hurtem chcą właśnie zobaczyć zachód słońca. Godzina wystarczy, żeby zająć sobie dobre miejsce do obserwacji. W tygodniu. Bo w weekend nawet to nie działa. Wjeżdżając godzinę przed zachodem słońca w tygodniu, może się udać tak jak nam – brak kolejki lub mała kolejka + widok miasta z góry w ciągu dnia, o zachodzie słońca, wieczorem. Najlepiej.
56184359_333256817545742_5622420178273828864_n

55813665_312567786070485_4616326112115425280_n (1)

Nie byliśmy na żadnym innym punkcie widokowym – jest jeszcze np. Rockefeller Center i One World Observatory.

Absolutnie z czystym sumieniem polecam Wam The Color Factory – bilety trzeba kupić online, nie ma sprzedaży na miejscu i nie jedzcie nic słodkiego przed wejściem. Więcej Wam nie powiem, żeby nie zniszczyć wrażeń tym, którzy być może będą mieli szansę się tam wybrać.

55680060_2315404028520039_2452351872757923840_n

16. Mosty

Brooklyn Bridge i Manhattan Bridge – nie polecam w weekend w ciągu dnia. Ewentualnie o świcie, ale naprawdę wczesnym. A najlepsze połączenie to świt w ciągu tygodnia. Pustki, spokój, piękne widoki. Mosty są przepiękne i można je obfotografować z każdej strony. Jest w sieci wiele przewodników, które pokażą Wam z punktem na mapie, w jakich miejscach najlepiej się ustawić dla najlepszych zdjęć. My specjalnie wstawaliśmy o godzinie 5:00 w niedzielę, dojechaliśmy na Brooklyn Bridge o 7 rano. Kilka minut po wschodzie słońca, bo niestety ze względu na zmiany peronów, uciekło nam jedno metro, ale i tak było świetnie.

55589254_2323807204540342_3660212838078611456_n

56384955_578637215954525_8740135491036250112_n

55840297_1024043587781639_3408347340136775680_n

56352770_161603428121447_3363832074287972352_n

17. Central Park

Cudowne miejsce w samym sercu miasta. Gdybym tam mieszkała, chodziłabym w miarę możliwości tak często, jak to możliwe. Najprzyjemniej jest w tygodniu, bo w niedzielę dzikie tłumy. I można zbankrutować na orzechach, bo kupowaliśmy codziennie paczuchę dla wiecznie głodnych nowojorskich wiewiórek, które skradły nasze serca. Nie wiem co takiego jest w tym parku, ale niesamowicie relaksuje, pomimo wielu spacerowiczów. Polecam zwłaszcza bardziej schowane i odległe od głównych ulic uliczki i alejki – nam się trafił wiosenny deszcz i śpiew ptaków – rewelacja. Skały mienią się w słońcu jak obsypane brokatem, na każdym kroku jakiś muzyk, obłędna atmosfera.

56443003_343737322918095_3180143113381347328_n

56161492_2161425350610932_7637818571011129344_n

55711516_1117520851782723_5179048496694558720_n

56345909_416005848970638_1880755127967547392_n

56649374_317126982210848_9212637844135215104_n

18. Biblioteka

Miejsce, w którym miała wziąć ślub Carrie Bradshaw z Seksu w wielkim mieście, ale nie wzięła, bo Mr. Big jej uciekł. Przepiękny budynek. Gdybyśmy mieli taką bibliotekę w Trójmieście, to chyba bym w niej zamieszkała. Omijajcie tylko szerokim łukiem tamtejszy sklepik, bo można zbankrutować, tyle cudowności. Warto też pamiętać o szanowaniu przestrzeni mieszkańców, którzy korzystają z biblioteki w celu pracy, opracowywania materiałów, czy po prostu czytania książki dla przyjemności. Tam, gdzie jest tabliczka, aby nie wchodzić i nie robić zdjęć, nawet jeśli jest pięknie – a jest – stosujemy się do prośby z tabliczki.

56220358_2190183571292670_8674189459366871040_n

56476776_2408761039412431_4837764412464955392_n

55641858_264737501068763_1893741163450466304_n

55807372_371489276789863_4013595080676868096_n

56697055_421981088609684_7818235969429045248_n

56567307_1048401152018110_1246497924179820544_n

19. Vision Expo

Tu to będzie niespodzianka. Jestem tymi targami lekko zawiedziona. Chyba po prostu postawiłam im za wysoko poprzeczkę. Że Nowy Jork, że Hameryka, że och i ach, widziałam relację parę razy w mediach społecznościowych. No cóż. DUŻO mniejsze od targów europejskich takich jak Mido, czy opti, gdzie mamy po 6 hal, których nie sposób obejść w trzy dni. Dodatkowo targi europejskie to jedna wielka impreza, wszędzie muzyka, jedzenie, alkohol, a na Vision Expo? Kawa i to tylko u tych największych. (Z tym, że nie ma alkoholu to akurat całkiem dobrze. + nie ma basenów z roznegliżowanymi kobietami, co jeszcze bardziej na plus.) Wystawcy mówią wprost, że jest skromnie, bo drogo. Za wszystko trzeba dodatkowo zapłacić.

Spotkałam na targach kilka świetnych osób, łącznie z wystawcami z Polski oraz Glamoptometrist, czy Coco and Breezy i nie tylko, ale same targi niestety żadnego wrażenia i efektu WOW na nas nie zrobiły. Największe wrażenie zrobiła na mnie fotochromowa soczewka kontaktowa Acuvue, której nie ma jeszcze w Polsce i nie mogłam jej wcześniej zobaczyć. Film z tego w jaki sposób się zabarwia, zobaczycie na Instagramie w wyróżnionej relacji „Vision Expo”.

56328579_644217029325365_9078966088082915328_n
56365820_2306591629573325_381868467160088576_n
55686873_409028446312321_6628899597487964160_n

 

20. Korzystaj dla siebie, nie dla zdjęć

Rozglądaj się, zaglądaj w małe uliczki, zwłaszcza na Brooklynie. W świecie Instagrama, kiedy każdy chce mieć ładne zdjęcie, wiele osób idzie przed siebie do celu, bo w przewodniku napisali, że tu i tam są legendarne i najlepsze zdjęcia w Nowym Jorku. Takich przewodników z poradami jest mnóstwo, ale najważniejsze jest to, co zostanie w Twojej głowie i wspomnieniach. Warto czasem odłożyć telefon z aparatem i po prostu oglądać oczami, nie kamerą. Oddychać, czuć wszystkimi zmysłami, a nawet wyłączyć myślenie i być tylko tu i teraz.

______

Ja wiem, wiem… Nie jest to relacja w całości w stylu „och i ach”, ale za to jest maksymalnie szczera.

Jestem w Nowym Jorku zakochana po uszy i po raz pierwszy od wyjazdu z Wrocławia, ryczałam jak dziecko, wyjeżdżając z tego miasta. Głównie ze względu na ludzi, którzy są przemili i bardzo uprzejmi, ale również ze względu na to, że lubię takie miejsca jak Nowy Jork, zatłoczone, głośne, pełne życia i muzyki. Pewnie dlatego wyprowadziliśmy się na wieś. Logiczne, prawda?

______

55764206_1689043294574941_5920440730513309696_n

55666872_405586686898887_1249127371877908480_n

55719229_434829510659834_197695197151232000_n

55798230_2131373026929508_5731263424172654592_n

55726357_323186358382179_9011815004554395648_n

 

______________________

Wszystkie zdjęcia są mojego autorstwa (lub mojego M., jeśli ja na nich jestem), dlatego bardzo proszę ich nie kopiować.

 

2 thoughts on “Urlop w Nowym Jorku i dwa słowa o Vision Expo

  1. Przeczytałem kosztem spóźnionej pory na sen,
    wciągająca amerykańska przygoda …….

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *