Przychodzi baba do lekarza… 
czyli o tym co mówią, a czego nie powinni.

Facebook
Twitter
LinkedIn
WhatsApp
Wyślij emailem
Wydrukuj

Ostatnio, jak pewnie wiecie z facebook’a, walczyłam z okropnymi choróbskami i przez tydzień naprawdę byłam kompletnie nie do życia.
Pogoda jest taka „cudowna“, że aż się nie chce z rana patrzeć za okno, chociaż w miniony poniedziałek naprawdę cieszyłam się, że wreszcie wyszłam do pracy i żadna pogoda nie była mi w stanie popsuć tej radości.
Co do choroby…
Dzięki temu, że trafiłam z jej powodu na dobrego lekarza, okazało się, że jestem chora przewlekle i czekają mnie stałe leki codziennie do końca życia. O ironio, dbaj o wzrok, dbaj o zdrowie i jaki ze mnie przykład….

Przyznam Wam się do czegoś, do czego pewnie z racji formy, jaką ma ta strona, nie powinnam się przyznawać – nigdy nie lubiłam lekarzy. Omijałam ich szeroookim łukiem. No i się skończyło. Teraz dla własnego dobra już ich omijać nie mogę.
Jedno jest pewne – należy powiedzieć z całą odpowiedzialnością – wizyty kontrolne, systematyczne dbanie o swoje zdrowie, to klucz do sukcesu. To samo tyczy się oczu.

Co jednak w sytuacji, kiedy to, czy nasze zdrowie jest w dobrych rękach, nie zależy od nas, a od kwalifikacji i umiejętności lekarza? My dbamy, kontrolujemy, wydaje się nam, że w takich okolicznościach nic złego nam nie grozi, a tymczasem… inny lekarz, czasem spotkany przypadkowo, stawia zaskakująco odmienną diagnozę…

Beauty female eye with curl long false eyelashesDlatego też chciałabym Wam poopowiadać jakie ciekawostki przynoszą ze sobą do gabinetu pacjenci… o co pytają, czego nie rozumieją i w jakie kosmiczne błędy są wprowadzani przez „specjalistów“…

Zacznijmy od rozmowy o prezbiopii (ta nazwa pewnie każdemu jest dobrze znana, jeśli nie, być może obiło się Wam o uszy określenie „starczowzroczność“)…

Obiecuję, że nie będę koloryzować.

Wszystko, co napiszę będzie prawie cytowane, na tyle na ile pamiętam…
Pacjentka powiedziała, że potrzebuje okularów do czytania. Nigdy wcześniej żadnych nie nosiła, ale ostatnio poszła do okulisty na kontrolę i pani doktor powiedziała jej, że…
„Oczy się pani zepsuły, bo nigdy nie nosiła pani okularów.“
Pacjentka na to, że nigdy ich nie potrzebowała i dopiero od niedawna ręka wydaje się być za krótka, ale na codzień wszystko widzi rewelacyjnie, napisy na tablicach, reklamy itd.
„Tak bo to jest właśnie taka choroba i oczy potrzebują okularów bo inaczej przestanie pani widzieć również ‚na dal‘“
O zgrozo. Pacjentka przerażona, kompletnie nie rozumiejąc, przychodzi po okulary bo ma „chore oczy“
Przyznam, że zastanawiałam się, czy może problemem jest niezrozumienie na linii lekarz-pacjent i być może pacientka kompletnie przeinaczyła informacje, które uzyskała, bo to przecież niemożliwe żeby lekarz opowiadał coś takiego…
Część z Was pewnie wie, a część może nie… Prezbiopia w pewnym wieku (przeważnie po 40 roku życia) jest procesem nieuniknionym i czeka tak naprawdę większość z nas.

Starzejemy się. Cały nasz organizm się starzeje. Oczy też mają prawo!

Prezbiopia – czyli potrzeba włożenia na nos okularów do czytania – wynika z naturalnego procesu starzenia się oczu. Konkretnie chodzi o soczewkę wewnątrzgałkową, która traci swoją elastyczność oraz o mięsień rzęskowy, którego kurczliwość z wiekiem się zmniejsza. Mięsień ten i soczewka są w oku odpowiedzialne za akomodację – czyli bez zbędnych trudnych określeń – za proces podobny do autofokusa w aparacie fotograficznym. Dopóki akomodacja działa w oczach prawidłowo, są one w stanie same „ustawiać sobie ostrość“ na przedmioty znajdujące się w różnych odległościach. Z wiekiem w wyniku starzenia się ciała człowieka, akomodacja po prostu powoli zanika, stąd potrzeba okularów do czytania, które dodatkowo z roku na rok przez kilka lat mogą stawać się coraz słabsze i konieczne jest wykonanie nowych o większych mocach.
Żadna choroba, żadna patologia, normalny proces, taka kolej rzeczy.

opSkoro już mowa o chorobach. Maniakalnie wady wzroku nazywane są chorobami…

– „Mam chorobę oczu, jestem dalekowidzem.“
– „Nie, nie ma pan choroby oczu, ma pan WADĘ WZROKU.“
Z resztą wpiszcie sobie w wyszukiwarce internetowej „recepta okularowa“. Pierwszy wzór jaki wyskakuje zaczyna się od linijki „IMIĘ I NAZWISKO CHOREGO“…

CHOREGO…

 

Na studiach kiedyś jeden z prowadzących użył świetnego porównania.

– Wada wzroku jest jak wzrost. Okulary są jak obcasy. Niska dziewczyna wkłada buty na obcasie i jest wyższa i ma długie nogi i wszyscy są zadowoleni. Oko jest za długie w stosunku do mocy soczewki, wkładasz okulary minusowe i widzisz wyraźnie. To nie choroba. To budowa oka.

Wada refrakcji polega tylko na tym, że występują w oczach odstępstwa od miarowości, która pozwala na wyraźne widzenie bez okularów.

Sytuacja robi się jeszcze ciekawsza podczas rozmów z pacjentami o astygmatyzmie…
Wygląda to zwykle tak:
„Pamięta pani jaką ma wadę wzroku?“
„Tak, krótkowzroczność. Ale pani doktor mówiła też, że mam astygmatyzm i nie wiem, czy z tym da się coś zrobić, żeby go wyleczyć?“

Albo lepiej (taka sytuacja naprawdę miała miejsce)
„Wie pani co, bo ja mam stygmaty w oczach, tylko ja nie wiem, czy to jest groźne i czy one tam gdzieś krwawią, czy jeszcze nie.“   (!!!)

W takich chwilach mam ochotę zawołać
„HALO! GDZIE JEST CZŁOWIEK, KTÓRY PRZEPISAŁ OBECNE OKULARY I NIE WYTŁUMACZYŁ PACJENTOWI CZYM JEST ASTYGMATYZM???“

Astygmatyzm to również WADA wzroku. Spowodowany jest nieregularnym kształtem rogówki w jej różnych przekrojach i nie jest to nic nienormalnego, bo nie ma takiej rogówki, która byłaby super regularna, a poza tym rogówka NIE PRZYPOMINA SZKIEŁKA OD ZEGARKA, jak często lekarze lubią to opowiadać.

Chodzi o to, że promienie świetlne wpadając do oka załamują się na takiej nieregularnej rogówce pod różnymi kątami i dlatego nie skupiają się w jednym miejscu na siatkówce, a w wielu miejscach poza nią co w odczuciu pacjenta powoduje rozciąganie się obrazu w różnych kierunkach.

Astygmatyzm koryguje się za pomocą tak zwanych cylindrów, czyli jeżeli Wasza recepta okularowa wygląda np tak:   -2/-1×102, to znaczy, że macie 2 dioptrie sfery i jedną dioptrie cylindra w osi 102 i jeśli korekcja dobrana jest prawidłowo, to zarówno krótkowzroczność jak i astygmatyzm jest skorygowany i w dobranych okularach widzicie dobrze. Nie ma tu żadnej choroby.

Pozostając w temacie wad wzroku, uwielbiam także sytuacje, kiedy okazuje się, że korekcja okularowa pacjenta, z którą przychodzi jest za słaba lub za silna, a pacjent zapytany o komfort widzenia w danych okularach odpowiada, że jest fatalnie, ale…KAZANO MU SIĘ PRZYZWYCZAIĆ.
Mam takie wrażenie, że to polecenie pada często, kiedy specjalista nie może sobie poradzić z doborem korekcji lub nie bardzo umie ją dobrać.
Świetnie jest skorygować pacjenta niewłaściwie i powiedzieć mu, że tak ma być, że ma się przyzwyczaić.
A najlepszy przykład mam w domu. Mój M przez 4 lata miał niewłaściwie dobrane okulary. Pierwszy romantyczny tekst „na podryw“ z mojej strony, kiedy Go zobaczyłam brzmiał

„Masz za mocne okulary i źle dobrane oprawki…!!“
Potrafię być czarująca…
Koniec końców jednak teraz jest bardzo zadowolony i nareszcie ma na nosie to, co trzeba.

Ale jak usłyszycie kiedyś od specjalisty
„Musi się pan/pani przyzwyczaić“ to od razu wiejcie do innego i sprawdźcie, czy sytuacja się powtórzy.
Są oczywiście pewne wyjątki. Wyjątkiem jest na przykład dopasowanie kontaktowej soczewki sztywnej, w której komfort na początku potrafi być zerowy i wtedy faktycznie pada sformuowanie „trzeba się przyzwyczaić“.

Inna sprawa – korekcja astygmatyzmu. Jeśli astygmatyzm występuje, a nigdy wcześniej nie był korygowany, to w zależności od wielkości jego korekcja może być różnie tolerowana przez pacjenta.
W takiej sytuacji specialista powinien stopniowo do korekcji okularowej wprowadzać korekcję cylindryczną bo inaczej pacjent założy swoje piękne nowe okulary i spadnie z pierwszych lepszych schodów – cylindry mogą powodować zawroty głowy i wiele innych nieprzyjemnych odczuć.

Jeśli natomiast nosicie korekcję minusową i czujecie w niej, że jest coś nie tak, nie dajcie sobie wmówić, że „tak ma być“. Ma być komfortowo. Jeśli w nowych okularach (nieważne czy + czy -) boli Was głowa, oczy, macie częste podrażnienia, czy zapalenia spojówek, a nawet mdłości i zawroty – prawdopodobnie Wasza korekcja jest po prostu źle dobrana i należy ją zmienić na właściwą.

Lubię też słuchać o tym, że nie trzeba pacjentowi mierzyć rozstawu źrenic przy doborze korekcji okularowej.
Rozstaw źrenic (na recepcie zwykle PD) to odległość pomiędzy środkami Waszych źrenic. Często podaje się ją jako jedną liczbę, co nie jest prawidłowym zapisem, chyba że pacjent ma obie źrenice równoodległe od środka nosa. Rozstaw powinien być mierzony NA POCZĄTKU każdego badania, aby prawidłowo ustawić foropter lub odpowiednio założyć pacjentowi oprawę próbną do wymiany szkieł.

image_51

W przypadku kiedy PD nie zostaje podane, optyk wykonujący okulary ma ogromny problem. A sporo lekarzy uważa, że mierzyć rozstawu nie trzeba, bo optyk może to zrobić w salonie.
No może, pytanie tylko, czy to co zmierzy będzie się zgadzało z tym co było ustawione w oprawie próbnej podczas badania pacjenta. Jeśli nie, może się pojawić nieprzyjemny i bardzo szkodliwy dla pacjenta efekt pryzmatyczny, który w skrócie po prostu powoduje zeza.
Dlaczego więc tak wielu specjalistów ignoruje pomiar rozstawu źrenic? Nie mam pojęcia. Ale jeśli nie zostanie Wam zmierzony na początku badania to albo się upomnijcie o niego sami, albo od razu w nogi z gabinetu – świadczyć to może bowiem o małej dokładności badającego lub o jego niewiedzy.

Z takich sytuacji, które miały miejsce niedawno pamiętam również dwie bardzo ciekawe…

Pierwsza z nich dotyczyła soczewek kontaktowych.
Pacjentka opowiadała o swoim synu, z którym udała się do pewnej sieciówki po dobór soczewek kontaktowych. Badanie i dobór trwały zaledwie pół godziny, po czym syn dostał soczewki na pół roku za jakieś spore pieniądze i został wypuszczony do domu z ulotką informacyjną odnośnie użytkowania i ewentualnych powikłań.
Pytanie pacjentki brzmiało dosłownie
„Czy mój syn po kilku latach noszenia soczewek będzie musiał mieć przeszczep rogówki????“
Syn podobno po przeczytaniu ulotki, zdjął soczewki i powiedział, że więcej ich nie założy.
W tej historii od początku wszystko było nie tak.
Półgodzinne badanie, soczewki bez kontroli na pół roku, pacjent zostawiony sam sobie z ulotką o powikłaniach, brak jakiejkolwiek rozmowy z pacientem wyjaśniającej kwestie użytkowania soczewek.
Nie rozumiem dlaczego w ogóle jest to możliwe, żeby w przypadku zdrowia oczu stawiać na ilość, a nie na jakość. Jak można traktować pacjentów hurtowo, im więcej tym lepiej. Zarobki zarobkami, każdy musi z czegoś żyć, ale to są nasze oczy. To jest narząd, który zaniedbany może spowodować odcięcie nas od świata zewnętrznego. Nie rozumiem jak można do niego podchodzić w taki sposób.
NACISKAJCIE na tych, którzy Was badają. NIE POZWALAJCIE na „wypychanie siebie“ z gabinetu. Specjalista, czy to okulista czy optometrysta ma OBOWIĄZEK odpowiedzieć na wszystkie Wasze pytania. Jeśli nie potrafi – nie powierzajcie mu zdrowia swoich oczu. Naprawdę.

7_5_arDruga historia była równie ciekawa.

Pacjent pytał o operację usunięcia zaćmy i powiedział, że on wie, bo mu tak kiedyś ktoś powiedział, że polega ona na tym, że się tę zmętniałą „mgiełkę“ zdrapuje z oka…
I co najlepsze, bardzo dużo starszych osob tak myśli… Dlaczego? Bo nikt im nigdy nie próbował tego wytłumaczyć. A przecież wystarczy zrobić prosty rysunek.
Operacja usunięcia zaćmy polega na wyjęciu naturalnej zmętniałej już soczewki wewnątrzgałkowej pacjenta i zastąpieniu jej soczewką sztuczną.

Kończąc na dzisiaj powiem to, co już kiedyś pisałam w jednym z pierwszych tekstów.
SZUKAJCIE odpowiednio wykwalifikowanego lekarza, czy optometrysty.
Szkoda zdrowia na tych, którzy nie potrafią niczego wytłumaczyć, nie chcą rozmawiać, a wizyta u nich trwa 15 minut.
Pamiętajcie, że to Wasze oczy, Wasze zdrowie i Wasze życie.
I jak zwykle powtarzam – wizyty kontrolne to klucz do sukcesu : )

No to teraz 10/10/10 i… mrugamy!

Źródła zdjęć:

 

2 thoughts on “Przychodzi baba do lekarza… 
czyli o tym co mówią, a czego nie powinni.

  1. Po przeczytaniu tego artykułu przypomniała mi się podobna historia. Niedawno w ramach zajęć byłam z kierunkiem w Ośrodku Szkolno wychowawczym dla dzieci niewidomych i słabowidzących w Owińskach. Kiedy usłyszałam, że okuliści (chyba dla świętego spokoju, oczywiście SWOJEGO!) diagnozują dziecko słabowidzące jako niewidome i nie dają mu żadnych szans na polepszenie widzenia. Przecież dokładniejsze badanie nie trwa więcej niż 5 minut, a ile nadziei można przywrócić rodzicom i samemu dziecku. To jest niewyobrażalne jak niektórzy „specjaliści” podchodzą do wykonywania swojego zawodu i pomocy pacjentom.

  2. Dobry i potrzebny tekst! Zwłaszcza cytat z prof. K., jednak mam trochę wątpliwości jesli chodzi o akapit z przyzwczajaniem się do okularów, np. wydajemy pierwszy raz progresa, czasem od razu pacjenci wychodzą w okularach, inni potrzebują chwili na właśnie przyzwyczajenie się, inna sprawa to zmiana korekcji, czy w ogóle pierwsza korekcja w zyciu. Sama w domu mam idealny przykład mojego męża, ile razy bym mu nie robiła nowych okularów to pomimo tych samych parametrów ( sfera, cylinder, oś, pd, h) za każdym razem po założeniu nowych przez pierwszy dzień jęczy i marudzi:)
    Pozdrawiam

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *