Czy warto poślubić optometrystę..?

Facebook
Twitter
LinkedIn
WhatsApp
Wyślij emailem
Wydrukuj

Dzisiaj tekst inny niż pozostałe, trochę z przymrużeniem oka, a trochę na poważnie.
Jutro mój M. i ja powiemy sobie sakramentalne „Eye Do” i będziemy żyć długo i szczęśliwie.
Czy żona optometrystka to dobry wybór?
Od strony czysto technicznej – zawodowej oczywiście!

Pamiętacie jeszcze tekst, w którym opowiadałam jak się poznaliśmy z M.?
19 sierpnia 2014 roku w Gdańsku odbył się koncert Justin’a Timberlake’a.
Znaliśmy się z M. z widzenia z rodzinnego miasta Świnoujścia, ale nigdy nie spędzaliśmy razem czasu. Koncert J.T. był pierwszym takim wspólnym wieczorem.

Zresztą trasa 20/20 nie mogła być przypadkiem – w końcu 20/20 to Visus 1.0, czyli świetna ostrość wzroku, a na okładce najnowszego albumu znalazł się Justin z… foropterem!
Nie dość, że mój imiennik to wiadomo… foropter manualny <3
Już piękniej być nie mogło!
A jeszcze do tego fakt, że podczas tego koncertu poznałam swojego przyszłego męża. No bajka.
Wisienką na torcie jest kwestia tego bloga – który powstał, bo M. postanowił spełniać moje marzenia.

Picture1

Wróćmy do tematu – czy warto poślubić optometrystę?
Oczywiście, że warto. :)
Dlaczego?

Jedno z pierwszych moich zdań wypowiedzianych do M. w dniu koncertu, kiedy przyjechał po mnie do hotelu brzmiało: „Ale masz czerwone oczy! Trzeba ci zmienić okulary!”

I tak to się zaczęło.

19 sierpnia odbył się koncert, zaręczyliśmy się 13 września (tego samego roku).

Picture2Nowe okulary na zgrabnym nosie mojego M. to był priorytet.
Dodatkowo w salonie, w którym do tej pory dobierano Mu korekcję udało nam się wynegocjować wymianę szkieł w okularach przeciwsłonecznych według nowej recepty – pomimo wielu trudności związanych z wątpliwościami, co do wykonanych przez ich specjalistów badań wzroku.
Może pamiętacie – powiedziano mi wtedy, że korekcja na pewno została dobrana poprawnie, ponieważ dobierali ją „optometryści po kursach”, a że sobie skacze, taka widocznie uroda pacjenta, że ma skaczącą wadę…

[To jest to, co najbardziej mnie drażni.
Nie ujmując nikomu wykonywanej pracy, powinno się nazywać rzeczy po imieniu.
Jeśli jesteśmy po kursie, jesteśmy refrakcjonistami i nie wprowadzajmy pacjentów w błąd.
Jeśli jesteśmy po studiach z optometrii, jesteśmy optometrystami i tylko wtedy możemy się nimi nazywać.
Tak samo zakład, w którym bada optometrysta, czy tym bardziej refrakcjonista, nie ma prawa umawiać pacjentów na „badania okulistyczne”, jeśli takich nie prowadzi, jeśli nie przyjmuje tam prawdziwy lekarz okulista.]

Wracając do okularów M. – nowe korekcyjne i poprawione przeciwsłoneczne – Jego radość bezcenna.

M. dużo pracuje w klimatyzowanych, zamkniętych pomieszczeniach, do tego jest alergikiem, więc Jego oczy potrzebują codziennej pielęgnacji.

Wiele razy trafiają do gabinetu pacjenci, którzy chodzą z miejsca w miejsce i w każdym z tych miejsc dostają inne lub czasem sprzeczne informacje.
A M. już nie da się w kwestii wzroku łatwo wyprowadzić w pole. Często zaskakuje mnie specjalistycznymi określeniami, kiedy mówi o swoich wrażeniach wzrokowych. I potrafi już sam rozróżnić wiele objawów.

Niedługo miną dwa lata od poprzedniego doboru korekcji – przed ślubem zmieniliśmy zatem okulary na nowe, sprawdziliśmy, czy korekcja się nie zmieniła – odrobinę tak, więc odświeżyliśmy zapis.

Kiedy jestem na konferencjach, czy szkoleniach przywożę Mu różne nowości, takie jak opaski na oczy do wykonywania okładów lub próbki kropli nawilżających, czy też chusteczek do powiek.

Oczywiście to nie tak, że cokolwiek dostanę, wszystko na próbę wpuszczamy lub przykładamy Mu do oczu.
Absolutnie nie!
Wszystko, jeśli już, odbywa się w konsultacji z okulistami, z którymi też na co dzień kontakt jest łatwiejszy niż w przypadku osoby, która musiałaby się wybrać najpierw po skierowanie do lekarza pierwszego kontaktu.

Czyli same plusy!
– aktualna korekcja i regularna zmiana okularów,
– oczy stale pod kontrolą (zwłaszcza kiedy w domu jest penlight :D ),
– szybkie konsultacje okulistyczne w wyjątkowych i nagłych sytuacjach,
– nowinki do pielęgnacji oczu zawsze pod ręką,
– duuuużo miłości!

Jednym słowem – mąż optometrysta, żona optometrystka – na pewno zaopiekuje się Waszymi oczami!

A poza tym, podobno :

Want to live happily ever after? Marry a dentist, optometrist or podiatrist   (stuff.co.nz )

The study, published in the Journal of Police and Criminal Psychology, showed that the marital breakdown rate for dentists was 7.75 per cent; 6.8 per cent for podiatrists, and only four per cent for optometrists.

Nie mam pojęcia, czy ktoś robił takie badania w Polsce, ALE – to i tak nieźle wróży :)

A na koniec powiem Wam tak – mojego M. też warto poślubić. Mam to szczęście, że zrobię to tylko ja i nikt inny więcej, bo już Go nie oddam. To będzie najcudowniejszy Mąż na świecie!

Prosimy, trzymajcie za nas jutro kciuki.
Picture3

 

 

 

 

 

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *